Tydzień w Jordanii – poznaj mój plan i najfajniejsze atrakcje!

Bilety do Jordanii podarowały mi przyjaciółki w ramach urodzinowego prezentu. Chyba nie mogło być lepiej: cztery dziewczyny, (wytęskniony) Bliski Wschód i oczywiście świętowanie. Jak się okazało na miejscu – świętowanie w oparach sziszy, z pustynnymi widokami i pośród morza kontrastów. Jak zaplanować tydzień w Jordanii, by bawić się równie dobrze?

✈️ Jak dolecieć do Jordanii?

Do lotniska w Ammanie lata Ryanair, co wydaje się najtańszą i najlepszą opcją. My dorwałyśmy loty za ok. 500 zł w obie strony. Drugie lotnisko w kraju zlokalizowane jest w popularnej Akabie, która jednak jest typowym, turystycznym kurortem pozbawionym jordańskiej duszy. Jeżeli więc nie chcecie po prostu przeleżeć tygodnia nad basenem, to wybierzcie inną bazę noclegową.

🚗 Transport w Jordanii

Na miejscu można poruszać się lokalnymi autobusami, my jednak postawiłyśmy jak zwykle na samochód. Na tydzień kosztowało nas to ok. 365 zł za osobę już z paliwem, a auto brałyśmy z wypożyczalni Auto Nation. Stan dróg był zaskakująco niezły, natomiast ruch drogowy to już inna historia. Jordańczycy co prawda jeżdżą dość powoli, ale za to obce są im kierunkowskazy czy jasno sprecyzowane zasady dotyczące pierwszeństwa na skrzyżowaniach. Generalnie – sporo chaosu, ale można się przyzwyczaić.  

🕌 Co zobaczyć w Jordanii – nasza trasa

Tydzień to zdecydowanie za mało, żeby dotrzeć w każdy zakątek Jordanii, ale przez te kilka dnia na pewno zdążycie odhaczyć najważniejsze punkty. Możecie śmiało zainspirować się naszym planem, w którym nie zabrakło zwiedzania, ale też bez biegania od atrakcji do atrakcji z wywieszonym językiem.

dzień 1: Amman 

Przyznaję, że od Ammanu oczekiwałam trochę więcej. Faktycznie, można poobserwować w nim życie współczesnych Jordańczyków (a nie teatr pod turystów jak na przykład w Petrze czy na Wadi Rum), ale nie poczułam w nim takiej wyjątkowości jak chociażby w Stambule. Co nie oznacza, że polecam ominięcie tego miasta… Już sama panorama przypominająca kadry z Assassina jest warto odwiedzin!

Które miejsca na pewno trzeba odwiedzić?

  • 📍Cytadelę (panorama Ammanu będzie pięknie komponowała się z zachodzącym słońcem),
  • 📍Teatr Rzymski (a na placu przed nim spędzający czas wolny mieszkańcy),
  • 📍meczet Grand Hussain.

Co obowiązkowo zjeść?

  • 🍽️ street foodowe falafele w AlQuds Falafel
  • 🍽️ pyszny, taniutki obiad w Hashem Restaurant (tylko nastawcie się na spartańskie warunki sanitarne, czyli jedzenie prosto z jednorazowej ceraty – dla mnie miało to swój urok!)

dzień 2: Madaba , Wadi Musa

W Madabie warto zobaczyć słynne mozaiki w Madaba Archeological Park. Wejdziecie tam na Jordan Passa, czyli kartę uprawniającą do odwiedzin w głównych atrakcjach turystycznych Jordanii + zastępującą obowiązkową wizę. Po kawie (oczywiście tradycyjnej czarnej z fusami) czas na trasę w kierunku Wadi Musa. 

dzień 3: Petra

Zobaczenie na żywo jednego z siedmiu cudów świata: checked!

Do Petry polecam wybrać się już o godzinie otwarcia, by:

  • uniknąć tłumu,
  • nie chodzić cały czas w największym słońcu,
  • zdążyć przejść trochę dalej niż do słynnego skarbca.

Najpiękniejsze widoki na skarbiec znajdują się na końcu trasy Al-Khubtha Trail. Uwaga! Jest to trasa dość wymagająca, ale bardzo malownicza i ze wspaniałym finałem. Możecie dojść aż do samego końca, gdzie czeka pani z ofertą zrobienia Wam zdjęcia w zamian za zakup zimnego napoju (trzeba przyznać, że zna się na swoim fachu – zobaczcie fotkę poniżej), albo zatrzymać się kilka kroków wcześniej, skąd widok też jest zdecydowanie niezły. 

Generalnie na Petrę spokojnie możecie przeznaczyć cały dzień, bo tras jest sporo i tak naprawdę tylko ograniczenia własnych nóg mogą przeszkodzić Wam w dalszej eksploracji tej antycznej perełki. 

dzień 4: Wadi Rum

Spanie na pustyni Wadi Rum to kolejne z doświadczeń, które musiałyśmy zaliczyć na naszym tripie. Zdecydowałyśmy się na spanie w bubble tentach i czterogodzinny jeep tour w Jamal Rum Camp i to była dobra decyzja. Dawno nie czułam takiego spokoju jak na pustyni i nie doświadczyłam takiej kojącej pustki. 

dzień 5: -> Morze Martwe (Swemeh)

Po nocy spędzonej na pustyni czekała nas dłuższa podróż w kierunku Morza Martwego. Po drodze zatrzymałyśmy się:

  • 📍przy Coral Reefs, czyli przepięknej, zasolonej plaży idealnej do kąpieli i podziwiania widoczków,
  • 📍w Ma’in Hot Spring – te gorące źródła dużo większe wrażenie robiły na zdjęciach, szczególnie biorąc pod uwagę niemałą cenę i fakt, że jako trzy kąpiące się samotnie dziewczyny, stanowiłyśmy niemałą sensację. 

Bazę noclegową przy Morzu Martwym miałyśmy w miejscowości Swemeh. Nic specjalnego, ale sama willa była prześwietna! Wynajęłyśmy całą na wyłączność – z basenem, domkiem gier, dwoma łazienkami, kilkoma sypialniami – generalnie full wypas. 

dzień 6: góra Nebo, Dżarasz, powrót do Ammanu

Niestety przedostatni dzień upłynął nam deszczowo, więc skupiłyśmy się głównie na zwiedzaniu. Wjechałyśmy na słynną górę Nebo (skąd Mojżesz podobno zobaczył Ziemię Obiecaną) i odbyłyśmy szybką kąpiel na przypadków znalezionej plaży. Koszt: ok. 22 zł, w cenie: kubeczek błota, herbata w “beach barze”, prysznic w postaci szlauch i plaża praktycznie na wyłączność. Pewnie latem nie doświadczycie takich luksusów 😉

Później czekał na spacer po rzymskich ruinach w Dżarasz, a wieczór to powrót do Ammanu, ostatnia szisza i spanko przez lotem. Będziemy tęsknić!

dzień 7: wylot 

🛏️ Gdzie spać?

Właściwie wszystkie nasze cztery noclegi z kategorii raczej budżetowych mogę Wam śmiało polecić – za małymi zastrzeżeniami, o których niżej. 

Rainbow Amman – plus za super lokalizację (tuż przy słynnej Rainbow Street) i cenę, natomiast czystość łazienki pozostawia trochę do życzenia.

Nomad Hotel – mega klimatyczny hotel, którego największą zaletą jest restauracja na dachu ze świetnym widokiem na miasteczko i dobre śniadania. 

Jamal Rum Camp – tak, jak pisałam wcześniej, nie mam się do czego przyczepić. Czysto, namioty ogrzewane (to ważne na pustyni), beduini przemili i jedzonko również smaczne.

Aroma Chalet – nasz dom nad Morzem Martwym. Jak za taką cenę to prawdziwa perełka! Mała uwaga: bez samochodu może być ciężko tam trafić. 

📌 Inne uwagi:

-> Kwestie bezpieczeństwa – jak to zwykle przy wyprawach do krajów  muzułmańskich, pojawia się pytanie o bezpieczeństwo. My pojechałyśmy same, i czułyśmy się naprawdę w porządku. Wszyscy byli bardzo, bardzo gościnni i uczynni, nie spotkałyśmy się też z żadnymi zaczepkami, uwagami czy nieprzyjemnymi sytuacjami związanymi np. z naszym strojem. Warto jednak podkreślić, że starałyśmy się szanować lokalne zwyczaje i religię, więc unikałyśmy odkrytych ramion (może poza Petrą), krótkich spodenek czy dużych dekoltów. 

-> Zwierzęta – osobom szczególnie wrażliwym na losy zwierzaków może być w Jordanii momentami naprawdę ciężko, bo ilość bezdomnych psów i kotów przeraża. Podobnie jak traktowanie zwierząt w Petrze. Proszę, nie kupujcie wjazdów na osłach czy wielbłądach, możecie spokojnie doświadczyć Jordanii bez wykorzystywania zwierząt!

-> Waluta – w Jordanii obowiązują dinary jordańskie, natomiast w wielu miejscach zapłacicie też dolarami. Wszyscy polecali wymianę waluty w Arab Banku na lotnisku i tak też zrobiłyśmy, ale mam wątpliwości, czy faktycznie to był najlepszy kurs. Natomiast trochę gotówki tak czy siak warto przy sobie mieć – w większości miejsc spokojnie zapłacicie na przykład Revolutem, ale zdarzają się wyjątki (zwłaszcza jak chcecie potargować się na lokalnym bazarze). 

-> Alkohol – na czas wyjazdu powinien przestać dla Was istnieć 🙂 Zamieńcie go na paloną chętnie przez lokalsów sziszę. A jeżeli już najdzie Was niepowstrzymana ochota na lampkę wina, to powinniście dostać je w niektórych hotelach czy restauracjach (często spod baru). W sklepach nie spotkałam się z alkoholem przez cały wyjazd, co oczywiście wynika z obowiązującej religii. 

-> Pogoda – to była moja największa zagwozdka przed wyjazdem: jak spakować się na styczniową pogodę? W Internecie czytałam same sprzeczne rady, ale generalnie sprawdziło mi się zabranie: bluzy z kapturem, długich spodni, wiatrówki i… kostiumu kąpielowego, by popluskać się w Morzu Martwym (swoją drogą – nietypowe jest to przeżycie). W ostatni dzień w Ammanie lało, w Petrze chodziłam w body na ramiączkach, na jeep tourze jechałam w bluzie i kurtce… Czyli pogodowy misz-masz. Wiosną i latem pogoda na pewno jest bardziej przewidywalna, ale zwiedzanie w upałach i tłumach turystów nie należy do moich top przyjemności. 

Krótkie podsumowanie z Jordanii znajdziecie też na moim Instagramie.

Do zobaczenia na kolejnym tripie!

Posts created 53

Dodaj komentarz

avatar
  Subscribe  
Powiadom o

Related Posts

Begin typing your search term above and press enter to search. Press ESC to cancel.

Leć do góry