Białe miasteczka, zielone kamienice, długie wieczory pełne Aperolu, śmiechu i beztroski – tak w skrócie wspominam pobyt w Apulii. To region na południu Włoch, który rozkochał mnie w sobie autentycznością i masą urokliwych miejsc. No właśnie – które miasteczka warto zobaczyć i dlaczego?
Co zobaczyć w Apulii?
Na wstępie chcę zaznaczyć, że to będzie jeden z czterech moich wpisów o tym regionie. Dzięki niemu dowiecie się, które miasteczka zdecydowanie polecam i co możecie w nich zwiedzić. Natomiast w kolejnych wpisach przygotuję praktyczny poradnik, jak zorganizować tygodniowy trip po Apulii oraz osobno – jedzeniowe polecajki w każdym z poniższych miejsc.
Zaczynamy!
Monopoli
Mój zdecydowany faworyt, jeżeli chodzi o ten region. To w Monopoli zarezerwowaliśmy pierwsze cztery noclegi i był to strzał w dziesiątkę. Co dziwne, przewodniki raczej milczą o tym portowym miasteczku, ale może to dobrze.
Dzięki temu w Monopoli nie uświadczycie setek straganów z “pamiątkami” i drugie tyle turystów. Na ulicach słyszy się przede wszystkim włoski, w porcie co rano mieszkańcy czekają na świeżą dostawę ryb, krabów, krewetek, ośmiornic i innych skarbów morza, a na okolicznych plażach zawsze znajdzie się wolny kawałek piasku.
Poza niewątpliwą autentycznością tego miejsca, Monopoli jest po prostu przepiękne! Tętniący wieczornym życiem Piazza Garibaldi (główny plac miasta), malutkie, ale urokliwe plaże i wąskie uliczki, z których wprost wylewa się roślinność – to moje ulubione obrazki z Monopoli. I jeżeli tylko jesteście plant lovers, to warto tu przyjechać tylko po to, by podziwiać ogromne kaktusy, bananowce, sansewiery i monstery. Takich miejskich dżungli nie widziałam nigdzie indziej!
Dlaczego warto: rośliny, autentyczny klimat, piękna architektura (coś pomiędzy Kubą a Sycylią) + Monopoli jest świetną bazową wypadową do wycieczek np. do Matery, Alberobello czy Polignano
Must-see:
- Piazza Garibaldi,
- katedra Maria Santissima della Madia,
- kapliczka Chiesa di Santa Maria del Suffragio detta del Purgatorio (ze zmufikowanymi ciałami, w tym jednym dziecięcym – polecam, jeżeli lubicie mroczne klimaty),
- mury obronne i promenada,
- port (urzekający – idźcie chociaż raz zobaczyć rybaków wracających z nocnych połowów – najpóźniej o 10 rano),
- drzwi na Cala Cerasa (Uwaga! Na Instagramie jest zła lokalizacja, wpiszcie tę w Mapach Google albo skażecie się na dwugodzinny spacer po skałach i klifach jak my ;))
Plaże: Porto Bianco, Porto Rossa, Spiaggia Porta Vecchia (przy porcie, wąska i długa, w dzień pełna mieszkańców) + mnóstwo małych plaż w kierunku Polignano
Polignano a Mare
Najsłynniejszy widok Apulii, czyli plaża Lama Monachile i most Ponte Borbonico. W sezonie nie da się tu szpilki wcisnąć, więc z góry odrzuciłam pomysł plażowania. Zamiast tego wybraliśmy się do Polignano na zachód słońca i to był super wybór! Chociaż turystów było i tak sporo, to na szczęście dało się złapać oddech i zrobić zdjęcia uroczego Polignano w wieczornym wydaniu.
Ponieważ spędziliśmy tam tylko wieczór, to nie polecę Wam nic szczególnego poza trzema najlepszymi punktami widokowymi:
- skały z widokiem na białe budynki Polignano – za słynnym pomnikiem Domenico Modugno (włoski śpiewak od hitu “Volare” ;)) po prawej stronie znajdują się schody, którymi zejdziecie na płaską powierzchnię skalną,
- rooftop bar “Aquamarea” – jak wiadomo, piękne widoki są jeszcze lepsze z kieliszkiem prossecco w dłoni. Wejście do baru znajduje się tuż obok miejsca opisanego poniżej, a ilość ludzi nieporównywalnie mniejsza!
- Terazzo Santo Stefano – klasyczny punkt widokowy, na którym nawet o 21 są tłumy (ale widoki to wynagradzają).
Dlaczego warto: pocztówkowy widok
Alberobello
Kolejny turystyczny skarb Apulii to Alberobello, a właściwie dzielnica z trulli (wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO). Są to małe, stożkowe domki z kamienia wapiennego, które wydają się jak żywcem przeniesione z bajkowej krainy. Mimo tego skojarzenia geneza ich powstania jest dużo bardziej pragmatyczna. Zawdzięczamy je podatkom – mieszkańcy chcieli uniknąć specjalnego podatku od budynków, dlatego stawiali trulli, które były łatwe do rozbiórki w razie kontroli podatkowej. Skala zjawiska była naprawdę spora, bo w samym Alberobello jest ich ok. 1500, a znajdziecie je również “porozrzucane” po okolicach (np. w cudownym Locorotondo, o którym za moment!).
Alberobello to miejsce, którego nie możecie przegapić, mimo, że jest mocno skomercjalizowane. Dlatego nastawcie się na dużo turystów… albo po prostu skręcajcie w boczne uliczki.
Dlaczego warto: miasteczko jak ze Smerfów (dzieci małe i duże będą zachwycone!)
Must-see:
- cała dzielnica trulli – w wielu z nich są sklepy, w których zostaniecie poczęstowani miejscowym likierem i wyjdziecie na darmowe tarasy widokowe),
- Casa Pezzolla – muzeum dotyczące trulli z historycznym umeblowaniem.
Dla wytrwałych:
- Trullo Sovrano – dwupiętrowe trullo (nie wchodziłam do środka, bo dla mnie cały urok tkwi w tym, że trulli są takie malutkie),
- Parrocchia Sant’Antonio Di Padova – kościół-trullo
- La Casa del Amore – romantyczne trullo z balkonem
Ostuni
Ostuni to białe miasteczko położone nieopodal Alberobello. Przyznam, że miałam w stosunku do niego wysokie oczekiwania – naczytałam się o pięknych, białych uliczkach i zachwycającej roślinności. I wiecie co? Faktycznie, Ostuni nie można odmówić uroku i elegancji, ale te dwie-trzy godziny w nim spędzone w zupełności mi wystarczyły. Chyba za bardzo zakochałam się w luzackim klimacie Monopoli, by zostać na dłużej w “białym mieście”.
Na krótki pobyt polecam po prostu zgubić się w gąszczu białych uliczek, podziwiać zachwycającą panoramę (Ostuni jest malowniczo położone na wzgórzu) i zjeść deser z widokiem.
Dlaczego warto: dużo bieli i kaktusów, a do tego bardzo “instagramowe”, zielono-niebieskie drzwi (tak, kolejne drzwi) – wystarczy w okolicy Arco Scoppa skręcić w prawo na panoramę
Locorotondo
Mój drugi faworyt tego wyjazdu! Do Locorotondo z Alberobello jest rzut beretem, a gdybym miała polecić jedno z tych dwóch miejsc, to definitywnie Locorotondo. Spokój tego miejsca był uzależniający.
Stare miasto położone jest na planie okręgu (co sugeruje nazwa, bo: loco-miejsce, a rotondo – okrągłe) i składa się z wielu wąziutkich, ślicznych uliczek, wypełnionych kwiatami, miejscową sztuką (bądźcie uważni, bo kryje się na wielu ścianach!) i małymi knajpkami. Do tego w okolicy znajdziecie wiele pojedynczych trulli, które możecie też zaobserwować z parku Villa Comunale.
Mój zachwyt tym miejscem nie jest odosobniony, bo trafiło na listę orghi più belli d’Italia, czyli najpiękniejszych włoskich miasteczek. W połączeniu z brakiem turystów to brzmi idealnie, prawda?
Dlaczego warto: cisza, spokój, labirynt zachwycających uliczek i najlepsza pizza w Casa Pinto
Must-see:
- park miejski Villa Communale,
- plac Piazza Vittorio Emanuele, z którego przejdziecie do gąszczu uroczych uliczek
Matera
Matera to miasto z bardzo ciekawą, ale momentami tragiczną historią – sięgającą paleolitu. Jej najstarsza dzielnica – Sassi – to tysiące domków wykutych w skałach. Ich widok robi ogromne wrażenie i w ogóle się nie dziwię, że Mel Gibson nakręcił tu Pasję, w której Matera grała Jerozolimę sprzed dwóch tysięcy lat!
Chodzenie uliczkami Sassi to jednak nie tylko zachwyt, ale też spora dawka smutku. Jeszcze całkiem niedawno, bo w XX wieku, Matera była traktowana jako wstyd Italii. Ludzie (głównie biedni) żyli tu w skalnych domkach i jaskiniach, bez elektryczności, opieki zdrowotnej i szeroko pojętej cywilizacji. Ostatecznie w latach 50-tych przeprowadzono masowe przesiedlenia lokalsów (co też miało i ten drugi, smutniejszy wymiar – rozdzielano bardzo zżyte mikro-społeczności). Matera stała się aktualnie atrakcją turystyczną – z hotelami, restauracjami i sklepikami z pamiątkami. Na szczęście pomimo tego ciężko odmówić jej autentyczności.
My do Matery pojechaliśmy w nieco chłodniejszy dzień, co było dobrym wyborem, bo podobno w upał skalna zabudowa niesamowicie się nagrzewa. Przede wszystkim spacerowaliśmy po dość dużym terenie dzielnicy Sassi, wypiliśmy wino i zwiedziliśmy kilka historycznych budynków (o których niżej). Moi rodzice wrócili do Matery na jedną noc kilka dni później i na podstawie ich zdjęć muszę Wam polecić wieczór w Materze, bo wygląda absolutnie magicznie!
Dlaczego warto: słodko-gorzki powrót do przeszłości, prehistoryczne jaskinie, piękna panorama
Must see:
- cała dzielnica Sassi (podzielona na część starszą i nowszą),
- któryś z kościołów wykutych w skałach (szczególnie jak interesują Was sakralne freski) – np. Santa Maria de Idris, Santa Lucia alle Malve,
- Casa Grotta – typowy dom wykuty w skale, można zwiedzić wnętrze i zobaczyć, w jakich warunkach żyli mieszkańcy (nas zniechęciła długa kolejka do wejścia)
- jaskinie, do których prowadzi odrobinę przerażający most (na zdjęciach powyżej) i trasa górska – niestety, podczas naszego pobytu trasa do jaskiń była zamknięta
Otranto
Nasza baza wypadowa numer dwa. To w Otranto spędziliśmy trzy ostatnie noce i dzięki tej lokalizacji zobaczyliśmy sporo okolicznych atrakcji i popływaliśmy w turkusowym morzu.
Samo Otranto na zdjęciach i w przewodnikach wyglądało lepiej niż w rzeczywistości. To znaczy, od razu zaznaczę, że nie było brzydkie! Właściwie takich miejsc w Apulii nie widziałam 😉 Same stare miasto i okoliczne plaże miały naprawdę wiele uroku, ale Otranto ma jeden zasadniczy minus typowego kurortu – ogromną ilość turystów.
Wieczorem na starówce trzeba było się dosłownie przeciskać pomiędzy ludźmi a straganami… To zdecydowanie nie mój klimat i przeciwieństwo naszej pierwszej bazy wypadowej – Monopoli. Jednak nie żałuję wyboru z kilku powodów. Przede wszystkim, mieliśmy cudowne airbnb, o którym więcej opowiem w praktycznym poście o zorganizowaniu wycieczki po Apulii. Teraz tylko napomknę, że było zlokalizowane 3 minuty od klimatycznej plaży i miało duży, piękny balkon, na którym i śniadanie, i wieczorne wino smakowały wybornie.
A poza tym z Otranto jest naprawdę blisko do:
- latarni morskiej Punta Palascia (cudowne widoki),
- Grotta della Poesia – naturalny basen idealny do skoków
- Cava di Bauxite – zielone jeziorko wśród intensywnie czerwonych skał
- Caraibi del Salento – zatłoczone, ale dłuuugie i piaszczyste plaże (Uwaga tylko na leżaki po 50 euro!)
Dlaczego warto: świetna baza wypadowa do zwiedzenia regionu Salento, dużo malowniczych plaż
***
Dajcie znać, jeżeli byliście w Apulii i macie swoje polecenia najciekawszych miejsc! Moje są bardzo subiektywne, więc chętnie poznam Waszych faworytów 🙂
Na koniec przyznam się też, że kusiło mnie, żeby zawrzeć we wpisie Bari, stolicę Apulii. Byliśmy tam jednak tylko dwie godziny przed wylotem i pomimo niewątpliwego uroku – mało zobaczyliśmy, a nie chciałam zostawiać Was bez konkretów. Wstawiam za to kilka zdjęć – niech posłużą za namiastkę rekomendacji!
PS Gdyby mało Wam było Włoch, zostawiam linki do moich starszych wpisów na ten temat:
Cinque Terre i Portofino – zwiedzanie
Praktyczne rady organizacyjne – Cinque Terre & Mediolan
+ na moim Instagramie znajdziecie Wyróżnioną Relację “Apulia” – warto sprawdzić!
Za każdym razem myślę sobie, że Włochy nie są w stanie już mnie zdziwić, a jednak zawsze okazuje się, że ukazuje mi się piękno, jakiego jeszcze nie widziałam 🙂
Ja też tak mam! Z rok temu w ogóle nawet nie słyszałam o Apulii i nie sądziłam, że jeszcze tyle Włoch przede mną do odkrycia <3 Baaajka