Z Madrytem dotychczas łączyło mnie chyba tylko jedno: piłkarski klub Real Madryt, któremu kibicowałam za dzieciaka. Poza tym sportowym aspektem nigdy ze stolicą Hiszpanii nie było mi po drodze – zawsze po raz kolejny dawałam się uwieść nadmorskiej, wakacyjnej Barcelonie. I chociaż Barcelony nie porzucam, to ten chwilowy skok w bok był, cóż, strzałem w dziesiątkę.
Madryt bowiem tętni życiem. Bywa głośno, gwarno i tłoczno, co jednak, z mojej perspektywy, uczłowiecza miasto i sprawia, że nie jest już ono tylko przypadkowym zlepkiem ulic, a żyjącym organizmem. Dzięki temu z Madrytem polubiłam się praktycznie od razu i ochoczo przesiadywałam w kawiarniach, podziwiałam street art, gubiłam w plątaninie wąskich uliczek i skwerów, zajadałam churrosami i tapasami – no po prostu chłonęłam ten, niewątpliwie południowy, klimat.
A teraz i Wy możecie tego doświadczyć. Sprawdźcie mój przewodnik, który podpowie Wam co, gdzie i jak!
Jak dolecieć do Madrytu?
Do Madrytu dolecicie np. Ryanairem albo LOT-em. Lotnisko znajduje się dość blisko centrum Madrytu, do którego możecie dojechać metrem, autobusem czy taksówką.
Gdzie spać w Madrycie?
Pierwszą noc w Madrycie spędziłam w hostelu 4 Bears, który mocno Wam polecam! Nowoczesny, ze ślicznym wystrojem, dostępem do kuchni i wspólnym, zazielenionym patio (na integracyjne winko albo dopołudniowy home office). Pierwszy raz spałam w hostelu w pokoju wieloosobowym i przyznam Wam, że żadne moje obawy się nie sprawdziły, a była to jedna z fajniejszych nocy w Madrycie!
Pozostałe spędziłam w całkiem przyjemnym, sporym apartamencie (spokojnie dla trzech osób) zlokalizowanym w dzielnicy La Latina (o której dalej).
Co zwiedzić w Madrycie?
Pałac Królewski
Najbardziej reprezentacyjny budynek w Madrycie z XVIII wieku, będący oficjalną (jednak nie faktyczną) rezydencją króla Hiszpanii. Zbudowany w barkowym, mocno wystawnym stylu z klasycystycznymi i rokokowymi wnętrzami. Zwiedzać można część z 2800 (!) pomieszczeń i naprawdę warto, jeżeli tylko chcecie liznąć choć trochę królewskiego luksusu (albo poczuć się jak na planie Bridgertonów). Moim zdaniem nawet postanie w niemałej kolejce jest tego warte!
Katedra de la Almudena
Z Pałacem Królewskim sąsiaduje Katedra de la Almudena, której wnętrzu nowoczesności dodają oryginalne mozaiki i malowidła – wykonane w 2004 roku.
Park de las Siete Tetas (Tio Pio’s Hill -> w Google Maps)
Jedno z moich ulubionych, a najbardziej niedocenianych turystycznie spotów na mapie Madrytu. Odkryłam je dzięki Pizza Girl Patrol, której polecenia to zawsze strzały w dziesiątkę (i to nie tylko te dotyczące pizzy jak widać). Park de las Siete Tetas to dosłownie “park siedmiu cycków”, a to za sprawą siedmiu wzgórz, którymi nas raczy. Z tych wzgórz możecie podziwiać przepiękny zachód słońca z widokiem na cały Madryt. Magia i pozycja obowiązkowa!
Retiro Park + Królewski Ogród Botaniczny
Esencja niedzieli w dużym mieście to wizyta w madryckim Retiro Park, gdzie można odpocząć od zgiełku miasta, urządzić piknik, poobserwować mieszkańców, podziwiać Pałać Kryształowy czy zwiedzić sąsiadujący z parkiem Królewski Ogród Botaniczny. Ciekawym pomysłem jest też spacer po bogatej dzielnicy Los Jeronimos, która znajduje się tuż obok.
CaixaForum
Centrum kultury w dawnym budynku fabryki o bardzo oryginalnej formie architektonicznej – łączącej surowe, industrialne akcenty z eksplozją zieleni.
Muzeum Reina Sofia
Jedno z najlepszych muzeów, jakie dane mi było odwiedzić! Pełno w nim hiszpańskich klasyków jak np. Picasso (ze słynną Guernicą na czele), Dali czy Miro, ale też sporo sztuki meksykańskiej i mojej ulubionej – sztuki mocno zaangażowanej społecznie i politycznie (ja trafiłam na przykład na prześwietną wystawę dot. ruchów feministycznych i LGBTQ).
Gran Via
Główna ulica handlowa Madrytu. Jeżeli planujecie luksusowe zakupy, to właśnie na Gran Via. W przeciwnym razie wystarczy krótki spacer uwzględniający podziwianie pięknych fasad budynków i można udać się w bardziej interesujące rejony….
dzielnica La Latina
… jak na przykład dzielnica La Latina, będąca istnym tyglem kulturowym, pełnym street artu, kawiarni i barów. Chyba nie muszę dodawać, że czułam się tam świetnie 😉
Plaza de Cibeles
Jeden z najsłynniejszych placów Madrytu z imponującą fontanną z posągiem frygijskiej bogini Kybele.
Puerta del Sol z niedźwiedzicą
To na Puerta del Sol znajdziecie symbol miasta – niedźwiedzice z drzewkiem truskawkowym. Chcecie, nie chcecie – pamiątkowe zdjęcie dla babci trzeba gdzieś zrobić!
Plaza Mayor
Dawne targowisko, obecnie zabytkowy plac, na którym turyści rozkoszują się Madrytem, przesiadując w którejś z tamtejszych restauracji. Z ciekawostek: wpadłyśmy na Plaza Mayor po 12 i odmówiono nam… kawy. Wygląda na to, że na całym Plaza Mayor serwują ją tylko do określonej godziny. Skandal!
Dworzec Atocha
Najpiękniejszy dworzec, na jakim byłam – zaprzeczenie wszechobecnej betonozy. Monumentalna, stalowa konstrukcja wypełniona jest roślinami aż po sam sufit i właściwie z powodzeniem mogłaby uchodzić za ogród botaniczny, a nie dworzec.
bonusowo:
Prado
W Muzeum Prado nie byłam, ale to jedno z najważniejszych i najchętniej odwiedzanych muzeów na świecie, porównywane często do Luwru. Mieści 35 000 eksponatów, więc sądzę, że warto zaplanować na nie dobrych kilka godzin!
Stadion Realu Madryt – Santiago Bernabéu
Kolejne miejsce, do którego nie udało mi się dotrzeć, ale dla fanów futbolu (a już na pewno dla tych kibicujących Realowi Madryt), to na pewno punkt obowiązkowy.
Jednodniowa wycieczka do Toledo
Gdy jakimś cudem znudzicie się Madrytem, możecie wyskoczyć na jedno popołudnie do Toledo – bardzo malowniczo położonego miasteczka, dawnej stolicy Królestwa Kastylii. Z wspomnianego dworca Atocha dojedziecie do Toledo w 30-40 minut. W samym Toledo warto po prostu się poszwendać, spróbować lokalnego przysmaku – marcepanu i zwiedzić imponująca Katedrę Najświętszej Marii Panny.
Kulinarny Madryt – co zjeść w Madrycie?
W przypadku Madrytu łatwiej byłoby odpowiedzieć raczej na pytanie: Czego NIE zjeść?, bo stolica Hiszpanii ma do zaoferowania naaaprawdę dużo! Poniżej moje perełki.
churrosy w Chocolateria San Gines
Najlepsze churrosy, czyli tradycyjny, hiszpański deser smażony w tłuszczu o “gwiazdkowym” przekroju, zjecie właśnie w Chocolateria San Gines. Hiszpanie tym przysmakiem zajadają się w porze śniadania bądź późnym wieczorem – coś jak “nasz” kebab po dobrej imprezie 😉
El Tigre Sidra Bar
Chyba najsłynniejszy tapas bar w Madrycie, który na pewno nie skusi Was fancy wyglądem (spodziewajcie się raczej brudnej podłogi…), za to już gwarem i atmosferą na pewno! Idea jest prosta: zamawiacie drinka (5,5 euro), a do niego dostajecie talerz przekąsek. Zrobionych akurat z tego, co na stanie, smacznych, sycących i będących idealną bazą do dalszych, wieczornych szaleństw.
Gracias Padre
Mała sieć meksykańskich knajp z barwnym, neonowym wystrojem i bardzo smacznym jedzeniem. Przypadkiem (ach ta znajomość hiszpańskiego) zamówiłam quesadillę z chorizo i… krewetkami i było naprawdę dobre!
Bel Mondo
Filia bardzo popularnej Big Mammy, w której lokalu byłam też w Paryżu. Zarówno tam, jak i w Madrycie możecie liczyć na pyszną kuchnię włoską w niezwykle estetycznym wydaniu. Lokale są dopieszczone w najdrobniejszych szczegółach i nic dziwnego, że i do Bel Mondo ustawiają się kolejki. Warto zarezerwować stolik 😉
Pumpum cafe
Przyjemne, niezobowiązujące miejsce na kawę lub śniadanie. Bardzo chciałam spróbować ich klasyka – tęczowej brioszki, ale akurat się skończyła, więc wzięłam kanapkę z awokado i wyszłam oczarowana!
Nomade Cafe
Kolejna klimatyczna śniadaniowania, do której weekendami trzeba swoje odstać. Polecam kawkę, polecam pozycję Halloumi Lover i polecam się nie śpieszyć.
Bad Company 1920
Tajemnicze miejsce bez szyldu, do którego wchodzi się na hasło (do znalezienia na ich Instagramie), nawiązujące do prohibicji w Stanach Zjednoczonych. Słowo “alkohol” jest oczywiście zakazane, co wyjaśnia nam na wstępie kelner świetnie odgrywający swoją rolę. A drinki to prawdziwe dzieło sztuki – nie tylko w przenośni, bo np. drink Picasso dostaniecie podany na palecie z jadalnymi farbkami. Warto też skusić się na coś do przegryzienia – hot-doga do tej pory wspominam słodko…
Calle 365
Kolejne sekretne miejsce z hasłem (podobnie jak w Bad Company jest na Instagramie), będące zgrabnym połączeniem baru i klubu w meksykańskim, ekstrawaganckim stylu. Są więc neony, intensywne kolory, smoki, głośna muzyka i atmosfera wielkiej fiesty. Nie chciało nam się stamtąd wychodzić!
Mercado San Miguel
Idealne miejsce dla tych, którzy tak, jak ja, lubią sobie skubnąć wszystkiego po trochu. Mercado San Migeulo to targ zlokalizowany w odnowionym, stalowym budynku. Zjecie tam przeróżne sery, mięsa, pizze, oliwki czy słodkości, a wszystko popijecie oczywiście litrami Sangrii. Salut!
Dodaj komentarz